och, to już wiosna
a przeniknione zimą
skóra i ziemia
Wygasanie
już nie tęsknimy
ale mówimy, że tęsknimy
patrzymy na siebie
nie widząc się
mechanicznie całujemy
w rytmie pozbawionym emocji
uderzając językiem o język
przytulamy czasami
nie szukając bezpiecznych ramion
rozglądamy się w mieszkaniu na boki
rozdzielając w myślach rzeczy na moje i twoje
nie szukamy ładnego, swojego i ukochanego
a leżąc w łóżku nie razem, tylko obok
zbytnio się nad tym nie zastanawiamy
choć wiemy o wspólnym kłamstwie
ale mówimy, że tęsknimy
patrzymy na siebie
nie widząc się
mechanicznie całujemy
w rytmie pozbawionym emocji
uderzając językiem o język
przytulamy czasami
nie szukając bezpiecznych ramion
rozglądamy się w mieszkaniu na boki
rozdzielając w myślach rzeczy na moje i twoje
nie szukamy ładnego, swojego i ukochanego
a leżąc w łóżku nie razem, tylko obok
zbytnio się nad tym nie zastanawiamy
choć wiemy o wspólnym kłamstwie
Jesień
zmierzch, dym
zimna woń jesieni
korona z czerwonych liści
którą z dumą przyodziewa
a później rzuca ludziom pod nogi
...przewrotna z niej kobieta
złoto, szarość, czerwień
blade pełnie
szczypiący w oczy mróz
błysk schyłkowego słońca w kałużach
rzęsiste deszcze rozbijające się o asfalt
jak ja kocham jesień
zimna woń jesieni
korona z czerwonych liści
którą z dumą przyodziewa
a później rzuca ludziom pod nogi
...przewrotna z niej kobieta
złoto, szarość, czerwień
blade pełnie
szczypiący w oczy mróz
błysk schyłkowego słońca w kałużach
rzęsiste deszcze rozbijające się o asfalt
jak ja kocham jesień
Podwójna jaźń
szła za mną
łkając
przepraszała
raz za razem
prze
pra
szam
w urywanych partiach
przewleczonych
oddechem
niespokojnymi ruchami
rąk
uwierzyłam
nie wierzyłam
uwierzyłam
nie wierzyłam
uciekałam
przed cieniami
łkając
przepraszała
raz za razem
prze
pra
szam
w urywanych partiach
przewleczonych
oddechem
niespokojnymi ruchami
rąk
uwierzyłam
nie wierzyłam
uwierzyłam
nie wierzyłam
uciekałam
przed cieniami
21 5 11
mam dwadzieścia jeden lat
pięć miesięcy
i jedenaście godzin
w pierwszy dzień wiosny
oddycham
powłóczę nogami
i słucham uważnie
odgłosów świata
jestem młodsza
od swoich myśli
przybywających jak fala
przywodzących szlam
jestem starsza
od tych wszystkich dzieci
którymi byłam
jakby wczoraj
żyję wewnątrz skorupy
którą wypchnęła z łona
kobieta o czarnych oczach
i krótkim imieniu
chcę zobaczyć co będzie
za dwadzieścia jeden lat
pięć miesięcy
i jedenaście godzin
pięć miesięcy
i jedenaście godzin
w pierwszy dzień wiosny
oddycham
powłóczę nogami
i słucham uważnie
odgłosów świata
jestem młodsza
od swoich myśli
przybywających jak fala
przywodzących szlam
jestem starsza
od tych wszystkich dzieci
którymi byłam
jakby wczoraj
żyję wewnątrz skorupy
którą wypchnęła z łona
kobieta o czarnych oczach
i krótkim imieniu
chcę zobaczyć co będzie
za dwadzieścia jeden lat
pięć miesięcy
i jedenaście godzin
I
duszno tu od wieloznaczności
śmiałych podtekstów
fałszywie skromnych wrażeń
niestarannie wylanych słów
brakujących kropek
umykających przecinków
nierozpoznawania rzeczy ważnych
ignorowania odpowiedzi
aż się chce uciec
do epoki dawno minionej
usiąść pod drzewem
nieskażonym chorobami
dziwnymi nazwami
usiąść i zapomnieć
o tym nonsensie
zaczynającym się na literę i
marzec, 2016
śmiałych podtekstów
fałszywie skromnych wrażeń
niestarannie wylanych słów
brakujących kropek
umykających przecinków
nierozpoznawania rzeczy ważnych
ignorowania odpowiedzi
aż się chce uciec
do epoki dawno minionej
usiąść pod drzewem
nieskażonym chorobami
dziwnymi nazwami
usiąść i zapomnieć
o tym nonsensie
zaczynającym się na literę i
marzec, 2016
Noc
noc -
rośnie księżyc
w tle mroki
wizje będące
błędem złożoności
systemu opartego
o wspomnienia
wrodzone odruchy
nabyte lęki
wynik dodawania
prosty do odgadnięcia
jasność srebrna
nieprzespane godziny
czyhająca za zakrętem
- kosa
luty, 2016
rośnie księżyc
w tle mroki
wizje będące
błędem złożoności
systemu opartego
o wspomnienia
wrodzone odruchy
nabyte lęki
wynik dodawania
prosty do odgadnięcia
jasność srebrna
nieprzespane godziny
czyhająca za zakrętem
- kosa
luty, 2016
Wierszu
skąd cię wyjąć mam
wierszu
z rękawa mokrego od słoty
czy wydzierganego
na swetrze serca
a może z torby
spomiędzy szminek
i żółtych monet
z pudełka
pełnego korzennych ciastek
czy szuflady
z nienoszonymi bluzkami
skąd cię mam wyjąć
wierszu
bo nie z pustej głowy
i beznamiętności nastroju
przyjdź
po dobroci
wierszu
z rękawa mokrego od słoty
czy wydzierganego
na swetrze serca
a może z torby
spomiędzy szminek
i żółtych monet
z pudełka
pełnego korzennych ciastek
czy szuflady
z nienoszonymi bluzkami
skąd cię mam wyjąć
wierszu
bo nie z pustej głowy
i beznamiętności nastroju
przyjdź
po dobroci
Dziewczyna
zawstydzająco chude nogi
onieśmielająco czarne spojrzenie
boję się podchodzić
do tej dziewczyny
może jest czarownicą
tak urokliwa
i odpychająca zarazem
wieczorna piękność
o rozwianych szeptem włosach
miłym głosem mówi cześć
przechodzi obok
zobojętniała i pachnąca lilią
to nie jej zapach
woń słodko-mdła
nie pasuje do tych ud chudych
i oczu ciemnych jak atrament
onieśmielająco czarne spojrzenie
boję się podchodzić
do tej dziewczyny
może jest czarownicą
tak urokliwa
i odpychająca zarazem
wieczorna piękność
o rozwianych szeptem włosach
miłym głosem mówi cześć
przechodzi obok
zobojętniała i pachnąca lilią
to nie jej zapach
woń słodko-mdła
nie pasuje do tych ud chudych
i oczu ciemnych jak atrament
Taka śliczna
taka śliczna
i samotna?
usta pełne
oczka modre
włosy długie
i lśniące
taka śliczna
i samotna?
samotna
bo niemiła
niemiła
bo samotna
nikt nie lubi
zimnego serduszka
nawet przy
ładnym licu
i samotna?
usta pełne
oczka modre
włosy długie
i lśniące
taka śliczna
i samotna?
samotna
bo niemiła
niemiła
bo samotna
nikt nie lubi
zimnego serduszka
nawet przy
ładnym licu
Dlaczego?
mokra smuga na szybie
deszcz czy łzy?
rozmyły ołowiany świat
i twe usta zimne
dziwnie niezachłanne
prosiły niegdyś o pocałunki
zamykam drzwi
cicho łkam
dlaczego, dlaczego?
gryzę podmokłą ziemię
cała bólem zszyta
dlaczego, dlaczego?
nie umiem otworzyć okna
i wyglądać za słońcem
grudzień, 2010
deszcz czy łzy?
rozmyły ołowiany świat
i twe usta zimne
dziwnie niezachłanne
prosiły niegdyś o pocałunki
zamykam drzwi
cicho łkam
dlaczego, dlaczego?
gryzę podmokłą ziemię
cała bólem zszyta
dlaczego, dlaczego?
nie umiem otworzyć okna
i wyglądać za słońcem
grudzień, 2010
Usta umarłe
męczą mnie w snach
usta umarłe
suche jak wiór
czarne
nie przypominające już
ust wcale
męczą mnie w snach
oczodoły puste
ohydnie głębokie
śliska czaszka
gnijące ręce
sięgające z wolna
upiornie nieśpieszne
stoję tuż obok
a za mną ściana
nie ma ucieczki
od tych ust umarłych
oprócz przebudzenia
lipiec, 2015
usta umarłe
suche jak wiór
czarne
nie przypominające już
ust wcale
męczą mnie w snach
oczodoły puste
ohydnie głębokie
śliska czaszka
gnijące ręce
sięgające z wolna
upiornie nieśpieszne
stoję tuż obok
a za mną ściana
nie ma ucieczki
od tych ust umarłych
oprócz przebudzenia
lipiec, 2015
***potrzebuję wielu słów***
potrzebuję wielu słów
nie ukrywam
spojrzeń uśmiechów
bez nich
rozpadam się
maleję
do rozmiaru atomu
nad którym nikt
się nie zastanawia
choć istnieje
nie chcę wielu słów
spojrzeń uśmiechów
od ludzi
których twarze zapominam
w sekundę
od zobaczenia
od ciebie chcę
którego twarz
znam jak własną
bo na obie
patrzę codziennie
(i tak
lekko połechtana
próżność
daje mi spokój)
sierpień, 2015
nie ukrywam
spojrzeń uśmiechów
bez nich
rozpadam się
maleję
do rozmiaru atomu
nad którym nikt
się nie zastanawia
choć istnieje
nie chcę wielu słów
spojrzeń uśmiechów
od ludzi
których twarze zapominam
w sekundę
od zobaczenia
od ciebie chcę
którego twarz
znam jak własną
bo na obie
patrzę codziennie
(i tak
lekko połechtana
próżność
daje mi spokój)
sierpień, 2015
Pył
pył
się skrzył
na wargach
wilk
w oddali wył
on
patrzył
na usta moje
widział pocałunki
niepocałowane
słyszał słowa
niewypowiedziane
jeszcze
pył
księżycowy lśnił
luty, 2016
się skrzył
na wargach
wilk
w oddali wył
on
patrzył
na usta moje
widział pocałunki
niepocałowane
słyszał słowa
niewypowiedziane
jeszcze
pył
księżycowy lśnił
luty, 2016
Żywot ćmy
niechcący rozdeptałam ćmę
niby nic
zabójstwo małe
i tak żyłaby krótko
ale szkoda ćmy
szara z ciemnymi cętkami
odwiedzała żarówkę
zginęła niepotrzebnie
i spuściłam ją w odpływie
niby nic
zabójstwo małe
i tak żyłaby krótko
ale szkoda ćmy
szara z ciemnymi cętkami
odwiedzała żarówkę
zginęła niepotrzebnie
i spuściłam ją w odpływie
Pauza
moja pauza
długa linia ponad
horyzontem
wychyla się słońce
jak ogromna pomarańcza
spłoniony wschód
szkarłaty zachód
nie odróżniam już
wieczora od poranku
gdzie spojrzę
nie ma gwiazd
czarny zakątek wszechświata
błękitem zalany w dzień
na wyłączność zarezerwowałam
dla siebie
luty, 2016
długa linia ponad
horyzontem
wychyla się słońce
jak ogromna pomarańcza
spłoniony wschód
szkarłaty zachód
nie odróżniam już
wieczora od poranku
gdzie spojrzę
nie ma gwiazd
czarny zakątek wszechświata
błękitem zalany w dzień
na wyłączność zarezerwowałam
dla siebie
luty, 2016
Pomarańcza
powiedziałabym, że pachnę
wieczorną pomarańczą,
a nie mandarynką,
która brzmi mniej poetycko,
ale jest słodsza i miękka
dla podniebienia
dwoistość pomarańczy,
słodycz, kwaśność, gorycz
idealnie wpasowują się
w mało pomarańczowe życie,
pomarszczone jak jej płaszcz
a więc pachnę pomarańczą
i mieszczę się w dłoni,
naszpikowana goździkami
pod skórą mam różnie
smakujące kawałki
mandarynką byłam kiedyś
wieczorną pomarańczą,
a nie mandarynką,
która brzmi mniej poetycko,
ale jest słodsza i miękka
dla podniebienia
dwoistość pomarańczy,
słodycz, kwaśność, gorycz
idealnie wpasowują się
w mało pomarańczowe życie,
pomarszczone jak jej płaszcz
a więc pachnę pomarańczą
i mieszczę się w dłoni,
naszpikowana goździkami
pod skórą mam różnie
smakujące kawałki
mandarynką byłam kiedyś
Droga
potykam się na drodze
pozornie gładkiej
z bliska widać pęknięcia
szczeliny wypełnione znójem
śladami krwi
nie jestem tą bezmyślną
brnącą uparcie do celu
depczącą trupie resztki
relikwie cudzego bólu
rozważam kroki
obieram inne ścieżki
nieuczęszczane i wyboiste
i nie odchodzę
nie spuszczam głowy
gdy brak mi tchu
nie zważam na zmęczenie
prostuję drogę dla siebie
zaczerpuję oddech
wygrywam
idę
pozornie gładkiej
z bliska widać pęknięcia
szczeliny wypełnione znójem
śladami krwi
nie jestem tą bezmyślną
brnącą uparcie do celu
depczącą trupie resztki
relikwie cudzego bólu
rozważam kroki
obieram inne ścieżki
nieuczęszczane i wyboiste
i nie odchodzę
nie spuszczam głowy
gdy brak mi tchu
nie zważam na zmęczenie
prostuję drogę dla siebie
zaczerpuję oddech
wygrywam
idę
***błąkam się po świecie***
Błąkam się po świecie
jak pijany na prostej ścieżce.
Niby widzę jasno i przejrzyście,
ale wciąga mnie ciemność, ta
znajoma od pierwszego wspomnienia.
Nie wiem, czego pragnę
i co sobie wyobrażam, że jutro ujrzę,
a panorama możliwości w sekundę
zmienić się potrafi w kamerę otworkową,
i w ciasnocie wszystko się wywraca.
Błądzę we śnie - boję się snów
gubię rachubę dni - boję się opuścić dom.
Jak mam żądać od siebie podjęcia decyzji,
jak otworzyć oczy i widzieć naprawdę?
Bo ja już nie wiem...
jak pijany na prostej ścieżce.
Niby widzę jasno i przejrzyście,
ale wciąga mnie ciemność, ta
znajoma od pierwszego wspomnienia.
Nie wiem, czego pragnę
i co sobie wyobrażam, że jutro ujrzę,
a panorama możliwości w sekundę
zmienić się potrafi w kamerę otworkową,
i w ciasnocie wszystko się wywraca.
Błądzę we śnie - boję się snów
gubię rachubę dni - boję się opuścić dom.
Jak mam żądać od siebie podjęcia decyzji,
jak otworzyć oczy i widzieć naprawdę?
Bo ja już nie wiem...
Szkielet
szkielet serce
krew i skóra
nieważne
jaka miłość i która
szkielet oczy
żyły włosy
pełne sądów
ludzkie głosy
szkielet rzęsy
język i usta
człowieka czy płeć
widzą lustra?
szkielet uszy
chrząstki i krtań
wskaż palcem
ponad tłumy wstań
szkielet przełyk
zęby trzustka
w waszych sercach
zieje pustka
krew i skóra
nieważne
jaka miłość i która
szkielet oczy
żyły włosy
pełne sądów
ludzkie głosy
szkielet rzęsy
język i usta
człowieka czy płeć
widzą lustra?
szkielet uszy
chrząstki i krtań
wskaż palcem
ponad tłumy wstań
szkielet przełyk
zęby trzustka
w waszych sercach
zieje pustka
Motylem
mogłabym być motylem
żyć wystarczająco długo
by dotknąć wszystkich kolorów świata
wsunąć się w aksamitne płatki róży
i schronić się w liściach piwonii
przed deszczem
i jeszcze
pozwolić dziecku dotknąć skrzydeł
zostawić na jego palcach
barwnie połyskujący pyłek
przysiąść na wysokim kłosie
wystawić ku słońcu czułki
i wzlecieć ponad sady
a potem odejść
pozostając przez świat niepoznanym
październik, 2014
żyć wystarczająco długo
by dotknąć wszystkich kolorów świata
wsunąć się w aksamitne płatki róży
i schronić się w liściach piwonii
przed deszczem
i jeszcze
pozwolić dziecku dotknąć skrzydeł
zostawić na jego palcach
barwnie połyskujący pyłek
przysiąść na wysokim kłosie
wystawić ku słońcu czułki
i wzlecieć ponad sady
a potem odejść
pozostając przez świat niepoznanym
październik, 2014
***tonę w śniegu***
tonę w śniegu
zimniejszy niż pamiętam
z dzieciństwa
szczypie w oczy
pozostaje pytanie
co tam robię
warstwę ubrań
rozrywa szarpana rana
jestem jak potłuczona
porcelana
wyziewam parę z ust
chcę tego gorąca spod warg
dla skostniałych rąk
proszę
widzę czarne korony drzew
pochylają się i straszą
bezużyteczną śmiercią
na mrozie
gdzie nie zdołam spojrzeć
tam złom broni znika
pod miękkim puchem
pomocy
wypalają powieki łzy słone
z ostatnim mętnym wspomnieniem
zasypiam po raz ostatni
bez uśmiechu
bez urazów
luty, 2012
zimniejszy niż pamiętam
z dzieciństwa
szczypie w oczy
pozostaje pytanie
co tam robię
warstwę ubrań
rozrywa szarpana rana
jestem jak potłuczona
porcelana
wyziewam parę z ust
chcę tego gorąca spod warg
dla skostniałych rąk
proszę
widzę czarne korony drzew
pochylają się i straszą
bezużyteczną śmiercią
na mrozie
gdzie nie zdołam spojrzeć
tam złom broni znika
pod miękkim puchem
pomocy
wypalają powieki łzy słone
z ostatnim mętnym wspomnieniem
zasypiam po raz ostatni
bez uśmiechu
bez urazów
luty, 2012
Dafne
Oto rozpostarta w górze Dafne
cała w złotej aureoli słońca
ucieka przed miłością
drży jak poruszony wiatrem płomień
płonie - zamknięta
w kwiecie ostatniego lata.
wrzesień, 2010
cała w złotej aureoli słońca
ucieka przed miłością
drży jak poruszony wiatrem płomień
płonie - zamknięta
w kwiecie ostatniego lata.
wrzesień, 2010
***usta mi się plączą***
usta mi się plączą
gdy jestem zdenerwowana
słowa bezładnie
nieładnie
wylatują spomiędzy warg
język zęby źle pracują
wychodzi brzydki dźwięk
i rozbija się o uszy
moje i rozmówcy
jak bąk
styczeń, 2016
gdy jestem zdenerwowana
słowa bezładnie
nieładnie
wylatują spomiędzy warg
język zęby źle pracują
wychodzi brzydki dźwięk
i rozbija się o uszy
moje i rozmówcy
jak bąk
styczeń, 2016
Życzenia
wszystkiego najlepszego
lepszego
ego
nie pomyślności
pomyślunku
rozsądku zdrowego
i ponownie ego
samopoczucia dobrego
znów ego
tak potrzebnego
uśmiechu miłego
i raz jeszcze ego
lepszego
ego
nie pomyślności
pomyślunku
rozsądku zdrowego
i ponownie ego
samopoczucia dobrego
znów ego
tak potrzebnego
uśmiechu miłego
i raz jeszcze ego
***świat spłonął w kropli wody***
Świat spłonął w kropli wody
płomieniem, którego nie widział nikt
i w dymie, którego nie czuł żaden nos.
Popiół, rozwiany cichym wiatrem,
długo niósł za sobą marne wieści
i każdy był obojętny, każdy zamykał
oczy, wymijał je na drodze,
swoje snując wieści z własnego, spalonego
w jednej kropli wody świata.
lipiec, 2015
płomieniem, którego nie widział nikt
i w dymie, którego nie czuł żaden nos.
Popiół, rozwiany cichym wiatrem,
długo niósł za sobą marne wieści
i każdy był obojętny, każdy zamykał
oczy, wymijał je na drodze,
swoje snując wieści z własnego, spalonego
w jednej kropli wody świata.
lipiec, 2015
Dobranoc
Niech mnie otuli cichym szumem
drobny nocny deszcz
niewidzialny pośród złudzeń
i niedotykalnej czerni sufitu
przebitej złotym blaskiem samotnej latarni
niech uciszy wodospad myśli
i opuści w dół kurtynę z chmur
by wargi srebrne księżyca
ucałowały mnie chłodno i czule
życzę sobie dobranoc
lipiec, 2013
drobny nocny deszcz
niewidzialny pośród złudzeń
i niedotykalnej czerni sufitu
przebitej złotym blaskiem samotnej latarni
niech uciszy wodospad myśli
i opuści w dół kurtynę z chmur
by wargi srebrne księżyca
ucałowały mnie chłodno i czule
życzę sobie dobranoc
lipiec, 2013
***kiedyś skończę się***
Kiedyś skończę się
wypalona jak świeca do cna
ciepły wosk zaschnie
na twoich palcach
nie pozostanie nic
gwiazdy już nie rozbłysną
tym znajomym blaskiem
każdy świt przerodzony w noc
zbyt szybko
by utrzymać wspomnienie
pozostanie nicość
zbyt szybko przemija miłość
grudzień, 2010
wypalona jak świeca do cna
ciepły wosk zaschnie
na twoich palcach
nie pozostanie nic
gwiazdy już nie rozbłysną
tym znajomym blaskiem
każdy świt przerodzony w noc
zbyt szybko
by utrzymać wspomnienie
pozostanie nicość
zbyt szybko przemija miłość
grudzień, 2010
***zgasnąć może słońce***
zgasnąć może słońce
spektakularnie i niespodziewanie
a ja zwyczajnie przeminę
cicho i bez echa
miejsce moje i ślady się zatrą
zostanę zastąpiona
przez dziesięciu innych ludzi
myśl do oswojenia niełatwa
i może się odrodzę
lub się nie odrodzę
może ludzkość przepadnie całkiem
a z nią wszystkie dokonania
spełnienia i porażki
losy miliardów ludzi
zamknięte na błękitno-zielonej kropce
w morzu tysięcy galaktyk
styczeń, 2016
spektakularnie i niespodziewanie
a ja zwyczajnie przeminę
cicho i bez echa
miejsce moje i ślady się zatrą
zostanę zastąpiona
przez dziesięciu innych ludzi
myśl do oswojenia niełatwa
i może się odrodzę
lub się nie odrodzę
może ludzkość przepadnie całkiem
a z nią wszystkie dokonania
spełnienia i porażki
losy miliardów ludzi
zamknięte na błękitno-zielonej kropce
w morzu tysięcy galaktyk
styczeń, 2016
***po co podcinać jej skrzydła***
po co podcinać jej skrzydła
kochany
skoro ledwo wyrosła
ponad ziemię
i pnie się leniwie
w stronę słońca
nocą gubi zmysły
uderza o sufit
jak ćma w nadziei
że wyjście z ciemności obok
jej wina rośnie
z każdym uderzeniem serca
jej wina
bo tobie mówię kocham
i szepczę każdego zmierzchu dobranoc
choć wiem
nie słyszysz
schowaj swój nóż
kochany
po co podcinać jej skrzydła
i tak krwią poplamione
lipiec, 2010
kochany
skoro ledwo wyrosła
ponad ziemię
i pnie się leniwie
w stronę słońca
nocą gubi zmysły
uderza o sufit
jak ćma w nadziei
że wyjście z ciemności obok
jej wina rośnie
z każdym uderzeniem serca
jej wina
bo tobie mówię kocham
i szepczę każdego zmierzchu dobranoc
choć wiem
nie słyszysz
schowaj swój nóż
kochany
po co podcinać jej skrzydła
i tak krwią poplamione
lipiec, 2010
Laleczko, laleczko
Laleczko, laleczko
o kruchym ciele
i białej twarzyczce
bez rumieńców
milczysz
chowając tajemnice
za karmazynowymi wargami
niewidząca szklanymi oczami
zimnym spojrzeniem karcisz
laleczko, laleczko
w żółtych łódkach
z pukli włosów twoich
płynie srebrne światło księżyca
a kształt dwóch piersi
zakryty atłasem sukienki
nie masz pod nimi serca
istoto piękna i nieprawdziwa
rzucona na śnieg
znikasz
gdy nocka mroźna
i szron pieści zimnem
ciało laleczki, laleczki
luty, 2010
o kruchym ciele
i białej twarzyczce
bez rumieńców
milczysz
chowając tajemnice
za karmazynowymi wargami
niewidząca szklanymi oczami
zimnym spojrzeniem karcisz
laleczko, laleczko
w żółtych łódkach
z pukli włosów twoich
płynie srebrne światło księżyca
a kształt dwóch piersi
zakryty atłasem sukienki
nie masz pod nimi serca
istoto piękna i nieprawdziwa
rzucona na śnieg
znikasz
gdy nocka mroźna
i szron pieści zimnem
ciało laleczki, laleczki
luty, 2010
Łzy
łzy jeszcze polecą
nie raz
nie dwa
na łeb
twój łeb
na szyję twą
spłyną po torsie
po ręce
wyschną
zostawią słony ślad
i tyle
nie raz
nie dwa
na łeb
twój łeb
na szyję twą
spłyną po torsie
po ręce
wyschną
zostawią słony ślad
i tyle
***kwiaty dziś nie pachną***
Kwiaty dziś nie pachną cierpliwą słodyczą.
Milczą, ukryte pod śniegowym płaszczem,
milczą, umarłe i niewschodzące ze słońcem.
Przygasły na chwilę lub zgasły na zawsze
i nic już dla świata nie znaczą.
Nie dla nich niebo czy piekło,
jedynie więzienie wśród nicości,
wśród resztek siebie w zziębniętej ziemi.
styczeń, 2016
Milczą, ukryte pod śniegowym płaszczem,
milczą, umarłe i niewschodzące ze słońcem.
Przygasły na chwilę lub zgasły na zawsze
i nic już dla świata nie znaczą.
Nie dla nich niebo czy piekło,
jedynie więzienie wśród nicości,
wśród resztek siebie w zziębniętej ziemi.
styczeń, 2016
Serce na talerzu
przynoszę ci serce na talerzu
- dobra ta restauracja - mówisz -
obsługa na wysokim poziomie,
na stole serwetki, sól i pieprz,
a danie dnia wygląda apetycznie
- to danie życia - odrzekam -
można je stworzyć raz lub dwa
i wymaga długoletniej delektacji;
pierwsze kęsy smakują najlepiej,
elektryzują każdy włos na ciele,
nawet rzęsy, drugie też wyborne,
trzecie rozkosznie ocieplają wnętrze,
czwarte łechcą żołądek mile,
a piąte bawią albo już nudzą,
zależy od jedzącego oraz kucharza
- a lepsze z solą czy z pieprzem?
- polecam więcej pieprzyć,
bo sól zatrzymuje wodę w organizmie.
i zjedz całe - nie dam obgryzionego serca
na srebrnej zastawie nikomu więcej.
styczeń, 2016
- dobra ta restauracja - mówisz -
obsługa na wysokim poziomie,
na stole serwetki, sól i pieprz,
a danie dnia wygląda apetycznie
- to danie życia - odrzekam -
można je stworzyć raz lub dwa
i wymaga długoletniej delektacji;
pierwsze kęsy smakują najlepiej,
elektryzują każdy włos na ciele,
nawet rzęsy, drugie też wyborne,
trzecie rozkosznie ocieplają wnętrze,
czwarte łechcą żołądek mile,
a piąte bawią albo już nudzą,
zależy od jedzącego oraz kucharza
- a lepsze z solą czy z pieprzem?
- polecam więcej pieprzyć,
bo sól zatrzymuje wodę w organizmie.
i zjedz całe - nie dam obgryzionego serca
na srebrnej zastawie nikomu więcej.
styczeń, 2016
Epitafium
Wyrok zapadł - twoje oczy pod
zasłoną gęstych rzęs, padł
czarny cień i zbladły księżyce dwa
błękitnych źrenic i czułam, jak
przepadłaś za ścianą niebytu
ulatując w ukosie poświatą do nieba.
Chybabyś wiedziała,
gdybym mogła za tobą,
chwyciłabyś moje ramię
osłabioną i wiotką jak nić dłonią;
lecz sama wzięłaś wianek
i przepysznie kolorowe kwiaty.
Na cóż ci one tutaj, gdy
twój dom to nie szklany dzban
odejdź już do końca ty,
której śmiech zaciera się w uszach,
zanika jak rozkładane ciało
i obwiązuje koralami smutku szyję.
Gdybyś tylko wiedziała,
pozwoliłabyś pójść mi za sobą.
zasłoną gęstych rzęs, padł
czarny cień i zbladły księżyce dwa
błękitnych źrenic i czułam, jak
przepadłaś za ścianą niebytu
ulatując w ukosie poświatą do nieba.
Chybabyś wiedziała,
gdybym mogła za tobą,
chwyciłabyś moje ramię
osłabioną i wiotką jak nić dłonią;
lecz sama wzięłaś wianek
i przepysznie kolorowe kwiaty.
Na cóż ci one tutaj, gdy
twój dom to nie szklany dzban
odejdź już do końca ty,
której śmiech zaciera się w uszach,
zanika jak rozkładane ciało
i obwiązuje koralami smutku szyję.
Gdybyś tylko wiedziała,
pozwoliłabyś pójść mi za sobą.
***pozwolę ci spłonąć***
pozwolę ci płonąć
pozwolę ci spłonąć
pozwolę płynąć światu w twoich prochach
gryzący odór ziemi chłonąć -
nagimi gałęźmi i zmurszałą wodą
pozwolę nocy cię przyjąć
i dniu w twoje prochy zajrzeć
nie staniesz się duchem przeszłości
zawirujesz w powietrzu lekko
z wichurą powalisz drzewo
i spadniesz z nieba z deszczem
scalisz się z energią
na którą oczy ludzkie ślepe
więc płoń
więc spłoń
pozwolę ci spłonąć
pozwolę płynąć światu w twoich prochach
gryzący odór ziemi chłonąć -
nagimi gałęźmi i zmurszałą wodą
pozwolę nocy cię przyjąć
i dniu w twoje prochy zajrzeć
nie staniesz się duchem przeszłości
zawirujesz w powietrzu lekko
z wichurą powalisz drzewo
i spadniesz z nieba z deszczem
scalisz się z energią
na którą oczy ludzkie ślepe
więc płoń
więc spłoń
***zapach jodły***
zapach jodły
otulił mnie zielono
stopy wędrowały same
przez las opustoszały
dłońmi zebrałam opadłe igły
i rzuciłam je w dal
tuż po deszczu jodłowym
kuszona przyjemną wonią
bez wstydu tuliłam drzewo
i palcami muskałam krzewy
nie chciałam wracać do człowieka
Samotne życie
Samotne życie równa się
tysiącowi samotnych poranków.
Uśmiechasz się do ściany:
nad głową goły parapet i okno,
z którego ciągnie chłodem.
Nierzadko prześcigasz budzik,
ale nadal leżysz.
Pozwalasz, by zadzwonił,
zawołał o uwagę.
Wtedy wstajesz.
Na śniadanie coś szybkiego,
na obiad coś łatwego,
kolacji jeść nie musisz
(posiłki między
szkołą, pracą i sprzątaniem).
Znów się kładziesz.
Samotne życie równa się
tysiącowi samotnych wieczorów.
Gniewasz się na okno,
z którego ciągnie chłodem.
I na ten goły parapet.
Ale jest ci dobrze,
jeśli nie najlepiej.
tysiącowi samotnych poranków.
Uśmiechasz się do ściany:
nad głową goły parapet i okno,
z którego ciągnie chłodem.
Nierzadko prześcigasz budzik,
ale nadal leżysz.
Pozwalasz, by zadzwonił,
zawołał o uwagę.
Wtedy wstajesz.
Na śniadanie coś szybkiego,
na obiad coś łatwego,
kolacji jeść nie musisz
(posiłki między
szkołą, pracą i sprzątaniem).
Znów się kładziesz.
Samotne życie równa się
tysiącowi samotnych wieczorów.
Gniewasz się na okno,
z którego ciągnie chłodem.
I na ten goły parapet.
Ale jest ci dobrze,
jeśli nie najlepiej.
***wsiąkam w ciebie***
wsiąkam w ciebie
jak krew w piach
jedna komórka równa się jednemu ziarnku
jak krew w piach
jedna komórka równa się jednemu ziarnku
jedno ziarnko równa się kropli krwi
nasiąkam tobą
jak dzianina krwią
jeden włos równa się jednej nitce
jedna nitka równa się kropli krwi
wsączam się
jak krew w papier
jeden oddech równa się jednemu wydechowi
jeden wydech równa się westchnieniu
Stara i stary
starą pożarły przerzuty
staremu z żalu pękło serce
albo wątroba utopiona w wódce
albo mózg uśpiony w puszce
i tak się wsypali ciało po ciele
do sąsiednich dołów w ziemi
dwoje starych ludzi
co związek mieli nie dość zgodny
niegodny rozstania po latach
bez wdzięcznych perspektyw
bo dzieci razem odchowali
(i co miało jeszcze na nich czekać)
pamiętają o ich grobach
w listopadzie i czasem częściej
może raz na trzy miesiące
poza nimi już nikt nie mówi
o starej i o starym
rzadko przytaczane są o nich historie
przy rodzinnym stole (jakoś dziwnie bolą)
żyją blado we wspomnieniach niewspominanych
bo byli starą i starym
co mało razem osiągnęli
tylko te dzieci i wnuczęta
co kiedyś może skończą studia
staremu z żalu pękło serce
albo wątroba utopiona w wódce
albo mózg uśpiony w puszce
i tak się wsypali ciało po ciele
do sąsiednich dołów w ziemi
dwoje starych ludzi
co związek mieli nie dość zgodny
niegodny rozstania po latach
bez wdzięcznych perspektyw
bo dzieci razem odchowali
(i co miało jeszcze na nich czekać)
pamiętają o ich grobach
w listopadzie i czasem częściej
może raz na trzy miesiące
poza nimi już nikt nie mówi
o starej i o starym
rzadko przytaczane są o nich historie
przy rodzinnym stole (jakoś dziwnie bolą)
żyją blado we wspomnieniach niewspominanych
bo byli starą i starym
co mało razem osiągnęli
tylko te dzieci i wnuczęta
co kiedyś może skończą studia
***za milion lat***
za milion lat stanę się księżycem
ulepionym z pierścienia szczątek
będę mogiłą powstałą ze smutku
orbitującą wokół planety bez imienia
ulepionym z pierścienia szczątek
będę mogiłą powstałą ze smutku
orbitującą wokół planety bez imienia
Między płucami
- panie doktorze
mam coś w piersi
między płucami
ciężki kamień
mniej więcej - chyba więcej -
wielkości serca
dusi i doskwiera
próbowałam już odkrztusić
i nic
proszę o radę
- przepiszę receptę na nóż
doskonała stal chirurgiczna
można sobie wyciąć wszystko
łącznie z tym kamieniem
tylko proszę uważać na tętnice
mogą się jeszcze przydać
styczeń, 2016
mam coś w piersi
między płucami
ciężki kamień
mniej więcej - chyba więcej -
wielkości serca
dusi i doskwiera
próbowałam już odkrztusić
i nic
proszę o radę
- przepiszę receptę na nóż
doskonała stal chirurgiczna
można sobie wyciąć wszystko
łącznie z tym kamieniem
tylko proszę uważać na tętnice
mogą się jeszcze przydać
styczeń, 2016
***jeszcze nie dogasłam***
jeszcze nie dogasłam
mały płomień wciąż się tli
wkrótce dam mu odejść
rzucam iskry na wiatr
- i on nie trzyma się mojego ciepła
nie szepcze w pożegnaniu
pokrzepiających słów
zrywa się w noc
gdy niebo ciemność pochłania
na płomień już nie patrzę
pozwalam by gasł
mały płomień wciąż się tli
wkrótce dam mu odejść
rzucam iskry na wiatr
- i on nie trzyma się mojego ciepła
nie szepcze w pożegnaniu
pokrzepiających słów
zrywa się w noc
gdy niebo ciemność pochłania
na płomień już nie patrzę
pozwalam by gasł
Szklanka
szklane chodniki
szklanka toczy się w oczy
po stole
spadnie czy nie spadnie
czy się wyślizgnę
poślizgnę
na gładkiej podeszwie buta
padnę czy nie padnę
rozbijając chodnikową szklankę
czy rozbiję kolana czy wzniesie się szkło
przebijając oczy
szklanka toczy się w oczy
Diabeł
diabeł
wcale nie ma czerwonych oczu
rogów wciśniętych w szorstkie czoło
mięśni opiętych brudną skórą
i bynajmniej
nie kończy się na kopytach
diabeł
miewa łagodne spojrzenie
twarz muśniętą słońcem
nierzadko siwy włos
dwie ludzkie dłonie - dziesięć palców -
okłada nimi boże stworzenie
wcale nie ma czerwonych oczu
rogów wciśniętych w szorstkie czoło
mięśni opiętych brudną skórą
i bynajmniej
nie kończy się na kopytach
diabeł
miewa łagodne spojrzenie
twarz muśniętą słońcem
nierzadko siwy włos
dwie ludzkie dłonie - dziesięć palców -
okłada nimi boże stworzenie
***strzelam***
dzień -
strzelam do słońca
noc -
strzelam do księżyca
większą głupotą jest
strzelać do ciebie
strzelam do słońca
noc -
strzelam do księżyca
większą głupotą jest
strzelać do ciebie
Ja bogatsza, ja uboższa
znów się stałam bogatsza
uboższa ja macha(m) z oddali
żegna(m) smutnym uśmiechem
grunt pod stopami
ja - bogatsza - nie odmachuję
na wszelki wypadek
odchodzę coraz prędzej
w dłoniach ściskając dobytek
uboższa ja macha(m) z oddali
żegna(m) smutnym uśmiechem
grunt pod stopami
ja - bogatsza - nie odmachuję
na wszelki wypadek
odchodzę coraz prędzej
w dłoniach ściskając dobytek
Tobą
I łapię się na niebyciu sobą
i jestem wtedy trochę tobą
gładkim ciałem zwieńczonym symetryczną buzią
czarnymi pasmami krótkich włosów
jestem w tej chudej ręce
i w tej chudej nodze
jestem krwią przemierzającą żyły
kroplą potu spływającą po smukłej szyi
ciemnoszarą tęczówką
czerwonawą wargą
miękkim płatkiem ucha
paznokciem małego palca
jestem detalem
ostatnim szczegółem dopełniającym ciebie
i chciałabym być tobą
ale jestem tylko sobą
i jestem wtedy trochę tobą
gładkim ciałem zwieńczonym symetryczną buzią
czarnymi pasmami krótkich włosów
jestem w tej chudej ręce
i w tej chudej nodze
jestem krwią przemierzającą żyły
kroplą potu spływającą po smukłej szyi
ciemnoszarą tęczówką
czerwonawą wargą
miękkim płatkiem ucha
paznokciem małego palca
jestem detalem
ostatnim szczegółem dopełniającym ciebie
i chciałabym być tobą
ale jestem tylko sobą
Skąd się znacie?
Skąd się znacie?
Z pośpiechu głównie,
z rozmów o trzeciej w nocy
lub czwartej nad ranem,
z paru szczególnych spojrzeń,
z brzmienia śmiechu i płaczu,
z niewygodnych komentarzy
i nieco dokuczliwej prawdy,
ze smaku wspólnie przygotowanej zupy,
z wielu tygodni osobnych i stęsknionych.
A wy?
Z pośpiechu głównie,
z rozmów o trzeciej w nocy
lub czwartej nad ranem,
z paru szczególnych spojrzeń,
z brzmienia śmiechu i płaczu,
z niewygodnych komentarzy
i nieco dokuczliwej prawdy,
ze smaku wspólnie przygotowanej zupy,
z wielu tygodni osobnych i stęsknionych.
A wy?
***coś mnie omija***
coś mnie omija z prędkością światła
coś we mnie niezmiennie płonie
nie zdążę nie wywinę się
z tej pułapki sekund
minut i godzin
dni
tygodni
miesięcy i lat
wkrótce pierwszy siwy włos
płytka bruzda
która się pogłębi
wypełni czasem przeszłym
czy mogę wbiec z powrotem
do łona matki
i stać się jednokomórkowym bytem
wejść w jej krwiobieg i istnieć na tyle
by nie rozumieć świata?
coś we mnie niezmiennie płonie
nie zdążę nie wywinę się
z tej pułapki sekund
minut i godzin
dni
tygodni
miesięcy i lat
wkrótce pierwszy siwy włos
płytka bruzda
która się pogłębi
wypełni czasem przeszłym
czy mogę wbiec z powrotem
do łona matki
i stać się jednokomórkowym bytem
wejść w jej krwiobieg i istnieć na tyle
by nie rozumieć świata?
Ikar
Trzepoczą skrzydła
odbijające się czernią
na rozsłońconym niebie
spadają
widzę jak płonie
feniks z ludzką twarzą
i obraca się w szary popiół
niecisza złowróżbna
szmery rozmów beztroskich
szepty przerażone
szepty pomieszane z cichym śmiechem
tylko ja z brodą zadartą w górę
chwytam w sito wspomnień ten moment
stoją przy mnie niemoc
i ciążąca bezradność
jestem obserwatorem świata
nic nie mogę zrobić
tylko być oczami
patrzeć
odbijające się czernią
na rozsłońconym niebie
spadają
widzę jak płonie
feniks z ludzką twarzą
i obraca się w szary popiół
niecisza złowróżbna
szmery rozmów beztroskich
szepty przerażone
szepty pomieszane z cichym śmiechem
tylko ja z brodą zadartą w górę
chwytam w sito wspomnień ten moment
stoją przy mnie niemoc
i ciążąca bezradność
jestem obserwatorem świata
nic nie mogę zrobić
tylko być oczami
patrzeć
Polemizujemy o truskawce
Polemizujemy
na temat soczystej truskawki
zerwanej świeżo z krzaka
ty mówisz
że ma kształt zbyt obły
do opisania
a ja widzę w niej trójkąt
o niedbale rozciągniętych krawędziach
szerokich barkach
i szczupłej brodzie
więc to taka geometryczność
przeplatana ludzkimi cechami
ty się śmiejesz
truskawka to truskawka
musi być pękata i krwisto-czerwona
dojrzała i słodka
to już jakiś opis niejako
ukazujący twoje truskawkowe preferencje
a ta zielona czupryna
i twarda szypułka - owocowy kręgosłup?
to już złożoność
nieomal kompleksowy truskawkowy organizm
ty ją gryziesz
- smaczna
dziękuję truskawko za dwie rozkoszne sekundy
i romans twojej słodkości z moimi ustami
na temat soczystej truskawki
zerwanej świeżo z krzaka
ty mówisz
że ma kształt zbyt obły
do opisania
a ja widzę w niej trójkąt
o niedbale rozciągniętych krawędziach
szerokich barkach
i szczupłej brodzie
więc to taka geometryczność
przeplatana ludzkimi cechami
ty się śmiejesz
truskawka to truskawka
musi być pękata i krwisto-czerwona
dojrzała i słodka
to już jakiś opis niejako
ukazujący twoje truskawkowe preferencje
a ta zielona czupryna
i twarda szypułka - owocowy kręgosłup?
to już złożoność
nieomal kompleksowy truskawkowy organizm
ty ją gryziesz
- smaczna
dziękuję truskawko za dwie rozkoszne sekundy
i romans twojej słodkości z moimi ustami
Pustka
Nieco nam smutno
nieco pustkami
świeci
nawet o zmierzchu
nim zionie czerń nocy -
pustka
pusteczka
puściutka
jak rybi brzuch
pozbawiony wnętrzności
mówiłeś mówiłaś
będzie ciężka pustka
jak zalepione snem oczy
które widzą wyraźnie
pod powiekami -
pustka
pusteczka
puściutka
za tobą
tylko tobą da się
wypełnić
ciebie nie ma
nieco pustkami
świeci
nawet o zmierzchu
nim zionie czerń nocy -
pustka
pusteczka
puściutka
jak rybi brzuch
pozbawiony wnętrzności
mówiłeś mówiłaś
będzie ciężka pustka
jak zalepione snem oczy
które widzą wyraźnie
pod powiekami -
pustka
pusteczka
puściutka
za tobą
tylko tobą da się
wypełnić
ciebie nie ma
Trochę wiosny, trochę lata
Jest trochę wiosny
i trochę lata
bardziej w stronę tej drugiej pory
ubrania lepią się do wilgotnej skóry
napięte jak struna powietrze dusi
miesza się z woniami tego miasta
nie jest przyjemnie
mogłoby być chłodniej
albo niech chociaż przyjdzie burza
i zetrze w pył tę duchotę
bo nie ma czym oddychać
i łaknę rześkości niezmiernie
i trochę lata
bardziej w stronę tej drugiej pory
ubrania lepią się do wilgotnej skóry
napięte jak struna powietrze dusi
miesza się z woniami tego miasta
nie jest przyjemnie
mogłoby być chłodniej
albo niech chociaż przyjdzie burza
i zetrze w pył tę duchotę
bo nie ma czym oddychać
i łaknę rześkości niezmiernie
Labirynty
Labirynt to taki oklepany motyw -
labirynt uczuć, labirynt myśli;
moje labirynty są zawiłe
i ukrywam w nich listy zakupów
sporządzone na pamięć.
Bardzo skutecznie.
labirynt uczuć, labirynt myśli;
moje labirynty są zawiłe
i ukrywam w nich listy zakupów
sporządzone na pamięć.
Bardzo skutecznie.
Iris
Moja siedmiobarwna Iris drży,
napinając łuk brwiowy
i strzelając iskrami wrogiego spojrzenia.
Niebiańskie tęczówki rozbłyśnięte łzami –
daruj sobie to szczęście, mówi Iris,
składając skrzydła na plecach.
Więc zamykam ciasno ramiona,
gniotąc piersi i serce.
Tak jak kazała ona, gaszę napięcie
radosne, chowam głowę w kolanach.
Iris kiwa przychylnie; odlatuje.
Rozrywa mnie od środka.
napinając łuk brwiowy
i strzelając iskrami wrogiego spojrzenia.
Niebiańskie tęczówki rozbłyśnięte łzami –
daruj sobie to szczęście, mówi Iris,
składając skrzydła na plecach.
Więc zamykam ciasno ramiona,
gniotąc piersi i serce.
Tak jak kazała ona, gaszę napięcie
radosne, chowam głowę w kolanach.
Iris kiwa przychylnie; odlatuje.
Rozrywa mnie od środka.
Poukładam cię
Poukładam cię w moich myślach,
poukładam cię w moich snach,
będę ostrożna - wiem, że masz delikatną skórę,
szorstką tylko na piętach i łokciach,
podobnie zresztą jak ja.
Będziemy się razem traktować czule,
bo nie warto się przecież kłócić -
a na czym wyładujemy piętrzącą się złość?
Nie na sobie, może prędzej przy sobie,
żeby jedno wspierało drugiego.
Ileś wspólnych lat przed nami...
nie zastanawiajmy się nad konkretną liczbą,
bo życie i tak jest zbyt krótkie,
a wspólne chwile z tobą lecą jeszcze szybciej;
nie myślmy o tym na zapas.
Jeśli ci odpowiadają takie plany,
to powiedz coś, proszę...
I nie martw się - przecież nie muszę
od razu zostawać twoją żoną.
poukładam cię w moich snach,
będę ostrożna - wiem, że masz delikatną skórę,
szorstką tylko na piętach i łokciach,
podobnie zresztą jak ja.
Będziemy się razem traktować czule,
bo nie warto się przecież kłócić -
a na czym wyładujemy piętrzącą się złość?
Nie na sobie, może prędzej przy sobie,
żeby jedno wspierało drugiego.
Ileś wspólnych lat przed nami...
nie zastanawiajmy się nad konkretną liczbą,
bo życie i tak jest zbyt krótkie,
a wspólne chwile z tobą lecą jeszcze szybciej;
nie myślmy o tym na zapas.
Jeśli ci odpowiadają takie plany,
to powiedz coś, proszę...
I nie martw się - przecież nie muszę
od razu zostawać twoją żoną.
Pada deszcz
jest noc
pada deszcz
i myślę o tobie
mówiłeś, że lubisz
jak pada przed zaśnięciem
a szum to najlepsza kołysanka
pada deszcz
i myślę o tobie
mówiłeś, że lubisz
jak pada przed zaśnięciem
a szum to najlepsza kołysanka
Po prostu ja
usta płoną czerwienią
oczy hipnotyzują błękitem
ludzie wokół się rozstają
i się stają
a ja pozostanę taka sama
sama
niewzruszona
blada królewna na porcelanowym tronie
oczy hipnotyzują błękitem
ludzie wokół się rozstają
i się stają
a ja pozostanę taka sama
sama
niewzruszona
blada królewna na porcelanowym tronie
***składam się***
składam się z kilku rąk,
jednego serca,
miliona włosów
i dwóch powiek.
i z ciebie też się składam
(i dla ciebie rozkładam)
z twoich paru nóg,
rozłożystych barków,
miliarda komórek krwi
i krzaczastych brwi.
możemy się tak z siebie składać
(i dla siebie rozkładać)
przez dziesiątki lat życia
i kilka wieków nieżycia.
jednego serca,
miliona włosów
i dwóch powiek.
i z ciebie też się składam
(i dla ciebie rozkładam)
z twoich paru nóg,
rozłożystych barków,
miliarda komórek krwi
i krzaczastych brwi.
możemy się tak z siebie składać
(i dla siebie rozkładać)
przez dziesiątki lat życia
i kilka wieków nieżycia.
Męska duma urażona
Oj, przepraszam, męska dumo urażona,
co wystajesz dwa kilometry ponad swojego pana -
chyba zasłużył na garść gorzkich
(cholernie gorzkich, jak wziewne lekarstwa)
słów?
Wyszedł, trzasnął drzwiami, a ty dalej
unosisz się w powietrzu jak duch.
Jest dupkiem. A nie, to ja jestem dupką,
która za bardzo naciskała?
Nie każ mi się wypchać czy tam wypychać,
czym niby mogę, pierzem z poduszki?
Poduszki, co mi tak jego głową pachnie...
Czemu kręcisz nosem? Nie, wcale nie tęsknię.
Nie minęła nawet godzina. Może i nie było warto zaczynać,
ale wiemy oboje, że wróci kiedyś i się pojednamy.
Teraz niech pocierpi trochę (na pewno nie bardziej niż ja).
Dobrze, że ta poduszka nim pachnie,
powdycham, bo moje i sprzed gradobicia.
Wracaj już do pana, urażona dumo. Przekaż, że tęsknię,
ale pierwsza nie przeproszę.
co wystajesz dwa kilometry ponad swojego pana -
chyba zasłużył na garść gorzkich
(cholernie gorzkich, jak wziewne lekarstwa)
słów?
Wyszedł, trzasnął drzwiami, a ty dalej
unosisz się w powietrzu jak duch.
Jest dupkiem. A nie, to ja jestem dupką,
która za bardzo naciskała?
Nie każ mi się wypchać czy tam wypychać,
czym niby mogę, pierzem z poduszki?
Poduszki, co mi tak jego głową pachnie...
Czemu kręcisz nosem? Nie, wcale nie tęsknię.
Nie minęła nawet godzina. Może i nie było warto zaczynać,
ale wiemy oboje, że wróci kiedyś i się pojednamy.
Teraz niech pocierpi trochę (na pewno nie bardziej niż ja).
Dobrze, że ta poduszka nim pachnie,
powdycham, bo moje i sprzed gradobicia.
Wracaj już do pana, urażona dumo. Przekaż, że tęsknię,
ale pierwsza nie przeproszę.
***jedna butelka wina***
jedna butelka wina nie wystarczy.
nie przepadam za nim,
czerwone zbyt cierpkie,
a białe słodko-nijakie.
możemy się napić siebie,
ale tego nie powiem głośno,
więc pijmy ostatecznie to wino,
przecież nie zaproponuję herbaty.
to się wydarzy niebawem, może za godzinę,
może za półtorej, bylebym się nie rozmyśliła,
bo później napadnie mnie wątpliwość
i sama rozwiąże sprawę.
jeszcze trochę powzdycham do sufitu,
byle cicho, bo jestem tą niby odważną,
przygryzę wargę, na ustach będzie cały ten ból,
przemilczę wszystko i może schowam się w dłoniach.
cieplej mi od tego wina, czuję palące policzki
i całkiem przyjemne pieczenie w gardle;
bylebym nie zobojętniała albo usnęła,
bo jest tu tak wygodnie i miękko.
nie przepadam za nim,
czerwone zbyt cierpkie,
a białe słodko-nijakie.
możemy się napić siebie,
ale tego nie powiem głośno,
więc pijmy ostatecznie to wino,
przecież nie zaproponuję herbaty.
to się wydarzy niebawem, może za godzinę,
może za półtorej, bylebym się nie rozmyśliła,
bo później napadnie mnie wątpliwość
i sama rozwiąże sprawę.
jeszcze trochę powzdycham do sufitu,
byle cicho, bo jestem tą niby odważną,
przygryzę wargę, na ustach będzie cały ten ból,
przemilczę wszystko i może schowam się w dłoniach.
cieplej mi od tego wina, czuję palące policzki
i całkiem przyjemne pieczenie w gardle;
bylebym nie zobojętniała albo usnęła,
bo jest tu tak wygodnie i miękko.
Coś o tobie
Ty mnie chyba nie kochasz -
błądzisz pustym wzrokiem
i udajesz, że nie widzisz tego,
co w moim ciele jest złe.
W myślach zabijasz się pięć tysięcy razy dziennie
i prosisz jakoś cicho, żeby cię zostawić
w spokoju,
w pustym pokoju o zimnych ścianach,
gdzie kwitną i nie przemijają dwa błękitne drzewa.
Wsłuchujesz się w ruch wskazówek
dwóch zegarów - jeden biegnie szybciej od drugiego,
(jak to możliwe?) tak ci się wydaje.
I w to lustro się patrzysz, siedząc bezczynnie,
lekko trzęsą się twoje ramiona.
Widzę, że nie masz na to wpływu.
I mnie w tym lustrze obserwujesz;
nagą, bezbronną, jeszcze czystą, bliską grzechu.
Małą, niedorosłą do świata mnie.
błądzisz pustym wzrokiem
i udajesz, że nie widzisz tego,
co w moim ciele jest złe.
W myślach zabijasz się pięć tysięcy razy dziennie
i prosisz jakoś cicho, żeby cię zostawić
w spokoju,
w pustym pokoju o zimnych ścianach,
gdzie kwitną i nie przemijają dwa błękitne drzewa.
Wsłuchujesz się w ruch wskazówek
dwóch zegarów - jeden biegnie szybciej od drugiego,
(jak to możliwe?) tak ci się wydaje.
I w to lustro się patrzysz, siedząc bezczynnie,
lekko trzęsą się twoje ramiona.
Widzę, że nie masz na to wpływu.
I mnie w tym lustrze obserwujesz;
nagą, bezbronną, jeszcze czystą, bliską grzechu.
Małą, niedorosłą do świata mnie.
Dobrze jest
sto kroków dalej
sto samotnych dni więcej
mógłbyś żyć tam
i ja też tam - z twojej perspektywy
bylibyśmy zranieni jak dawniej
gdybyś naprawdę znikł
byłoby strasznie
wyłowiłeś mnie spod ciemnej gwiazdy
i podarowałeś najmilszy w świecie brzask
nie odchodź
budź mnie o każdej porze roku
każdego miesiąca
każdego tygodnia
każdego dnia
do końca świata
póki nie obrócę się w pył
sto samotnych dni więcej
mógłbyś żyć tam
i ja też tam - z twojej perspektywy
bylibyśmy zranieni jak dawniej
gdybyś naprawdę znikł
byłoby strasznie
wyłowiłeś mnie spod ciemnej gwiazdy
i podarowałeś najmilszy w świecie brzask
nie odchodź
budź mnie o każdej porze roku
każdego miesiąca
każdego tygodnia
każdego dnia
do końca świata
póki nie obrócę się w pył
***wolałabym być ptakiem***
wolałabym być ptakiem
malutkim ptaszkiem na cienkiej linii
drutu
na słupie wysokiego napięcia
albo budować gniazdo
dla swoich ptasich dzieci
wśród gałęzi rozległego dębu
mieć tylko skrzydełka
dziób do łowienia glist
oraz
błogą nieświadomość
roli ludzkiej rasy w świecie
i jedno krótkie ptasie życie
i małą duszę w kształcie pióra
mieć we władaniu całe niebo
wolałabym
być
ptakiem
malutkim ptaszkiem na cienkiej linii
drutu
na słupie wysokiego napięcia
albo budować gniazdo
dla swoich ptasich dzieci
wśród gałęzi rozległego dębu
mieć tylko skrzydełka
dziób do łowienia glist
oraz
błogą nieświadomość
roli ludzkiej rasy w świecie
i jedno krótkie ptasie życie
i małą duszę w kształcie pióra
mieć we władaniu całe niebo
wolałabym
być
ptakiem
Lubię się otulić
lubię otulić się samotnością jak kocem
ten szarobury haft jest tęsknotą,
a złote nitki - mniej ich niż więcej -
poczuciem własnej wartości
ledwie zauważalne, jaśniejące tylko pod odpowiednim kątem
potrzebuję i nie potrzebuję
chcę, ale nie chcę
waham się - najlepiej zobrazowałby to balans
na naprężonej linie
zawieszonej trzy metry nad ziemią
wiem, że wielka krzywda się nie stanie,
mimo to boję się upadku
wolę bezpiecznie dojść do końca
i zeskoczyć w miękką trawę
i pod tym kocem
siedzieć samotnie przez resztę życia?
ten szarobury haft jest tęsknotą,
a złote nitki - mniej ich niż więcej -
poczuciem własnej wartości
ledwie zauważalne, jaśniejące tylko pod odpowiednim kątem
potrzebuję i nie potrzebuję
chcę, ale nie chcę
waham się - najlepiej zobrazowałby to balans
na naprężonej linie
zawieszonej trzy metry nad ziemią
wiem, że wielka krzywda się nie stanie,
mimo to boję się upadku
wolę bezpiecznie dojść do końca
i zeskoczyć w miękką trawę
i pod tym kocem
siedzieć samotnie przez resztę życia?
Spłonąć?
chciałby spłonąć w tych uczuciach
i mógłby właściwie
zebrałabym proch - resztki miłości
przebytej przez nas dwoje,
jakbyśmy w jednym czasie
zachorowali na różyczkę
i miłość jak krosty obrastała nasze ciała
i w głowie zagnieździła się świadomość tej choroby
nie, nie porównujmy tego do choroby
i nie sprowadzajmy do reakcji chemicznych
on spłonie,
a ja postoję w równym płomieniu
i kiedy wszystko się skończy,
zniknie na zawsze
ja będę się tlić przez lata
piętnasty rok
I.
to dobra pora, żeby wylać wiersz
na klawiaturę
i przejść się po drugą porcję gorzkiej ambrozji
była ta chwila ulotna
i entuzjazm pukający do myśli
to nie opadło, ale wkrótce zniknie
i popadnie w niepamięć...
taka doroczna rutyna
II.
pies zsikał się na dywan
nie lubi odgłosu sztucznych ogni
puszczanych beztrosko w niebo
kolory rozbijające się w górze
nie cieszą ślepych psich oczu
ale dla mnie to jakaś pociecha
strzęp nadziei, że tym razem wszystko pójdzie po mojej myśli
nic nie jest...
nic nie jest łatwe
za każdą czynnością stoi myśl
a po myśli praca kilku(set) mięśni
i potem znowu coś się w głowie
dzieje
niech wytłumaczą to naukowcy
bo oni szybciej zbiorą (te) myśli
poskładają do kupy
i wyrzucą przez usta
mówienie:
krtań
struny głosowe
przełyk
podniebienie
zęby
język
miękkie wnętrze policzków
sami widzicie
nawet gadanie to taki złożony proces
nic nie jest łatwe
a ja mam wybrać tę jedyną sukienkę?
za każdą czynnością stoi myśl
a po myśli praca kilku(set) mięśni
i potem znowu coś się w głowie
dzieje
niech wytłumaczą to naukowcy
bo oni szybciej zbiorą (te) myśli
poskładają do kupy
i wyrzucą przez usta
mówienie:
krtań
struny głosowe
przełyk
podniebienie
zęby
język
miękkie wnętrze policzków
sami widzicie
nawet gadanie to taki złożony proces
nic nie jest łatwe
a ja mam wybrać tę jedyną sukienkę?
20 lat
Mam już dwadzieścia lat,
a może i tylko dwadzieścia.
Dwójka z lewej, zero z prawej -
mniej więcej i tyle osiągnęłam
albo niepotrzebnie się zamartwiam
i nie doceniam tego, co moje.
I tak żałuję zbyt wiele,
roztrząsam, analizuję to,
o czym nikt już nie pamięta,
pod lupę biorę każdy swój krok
i coraz bardziej się powiększa dział o nazwie gdyby.
Wyrzucam sobie wszystko i z siebie nic;
jutro jutrem,
przeszłość wyznacza, kim jestem
choć to i tak mało satysfakcjonujące.
bo nie jesteś kwestią przypadku, a wyboru;
rozsądnego lub nie - zachciałam cię
na wyłączną wyłączność mieć.
I myślisz tak samo o mnie -
w tym rozumiemy się najlepiej.
***czcionka***
ładna bezszeryfowa
czcionka poszukiwana
właściwie to żartowałam
chodziło mi o font
bez ogonków
przy literkach
przygarnę taki
co nie jest ani za chudy
ani zbyt szeroki
i ładnie się prezentuje
w optymalnej interlinii
półtora wiersza
i taki
co pasuje tekstom różnej maści
do wiersza
na nagłówek
w cytacie współczesnego człowieka
poproszę o namiary
czcionka poszukiwana
właściwie to żartowałam
chodziło mi o font
bez ogonków
przy literkach
przygarnę taki
co nie jest ani za chudy
ani zbyt szeroki
i ładnie się prezentuje
w optymalnej interlinii
półtora wiersza
i taki
co pasuje tekstom różnej maści
do wiersza
na nagłówek
w cytacie współczesnego człowieka
poproszę o namiary
Bywa tak
możesz słać w pustkę pytania
i tak nie odpowie ci nikt
nie ma przeczucia
snu proroczego
myśli bezwiednej
ani w sumie nic
roztrzaska ci serce
smutna nowina
i co ci pozostanie
to już twoje
gniew i żal
wściekłość
którą wieczorami
chowasz pod kocem
dlaczego on?
dlaczego ty?
bez odbioru
i tak nie odpowie ci nikt
nie ma przeczucia
snu proroczego
myśli bezwiednej
ani w sumie nic
roztrzaska ci serce
smutna nowina
i co ci pozostanie
to już twoje
gniew i żal
wściekłość
którą wieczorami
chowasz pod kocem
dlaczego on?
dlaczego ty?
bez odbioru
Rzeźba
Twój szept pogłosem
osiada na kamiennych łukach
moich brwi
ja - grecka bogini zamknięta
we wiecznej i zimnej rzeźbie,
trudzę swe martwe oczy,
aby na ciebie spojrzały -
w myślach
unoszę szczupłą dłoń
wątłymi palcami szukam ciepła
chcę dotknąć policzków
warg, powiek i czoła
musnąć je wiekowymi
opuszkami misternego wykonania
chcę -
obojętnie patrzysz i odchodzisz
w kilka sekund
ja
żywa w środku, kamienna zewnątrz
tkwię przez lata i tysiąclecia
marząc o setkach takich jak ty.
osiada na kamiennych łukach
moich brwi
ja - grecka bogini zamknięta
we wiecznej i zimnej rzeźbie,
trudzę swe martwe oczy,
aby na ciebie spojrzały -
w myślach
unoszę szczupłą dłoń
wątłymi palcami szukam ciepła
chcę dotknąć policzków
warg, powiek i czoła
musnąć je wiekowymi
opuszkami misternego wykonania
chcę -
obojętnie patrzysz i odchodzisz
w kilka sekund
ja
żywa w środku, kamienna zewnątrz
tkwię przez lata i tysiąclecia
marząc o setkach takich jak ty.
***przeznaczenie***
sto ludzi
złączonych jednym przeznaczeniem
nie są sobie znani
sto obcych osób
pewnego dnia
traci razem życiem
o ósmej czterdzieści pięć
żałoba i pogrzeby i łzy
a później ogólne zapomnienie
cichy serca żal
sto dusz
jednocześnie
odleciało do nieba lub piekła
w końcu nie byli sobie znani
i jeszcze ten bezwzględny los
chodzi w tę i we w tę
poszukuje kolejnej setki
złączonych jednym przeznaczeniem
nie są sobie znani
sto obcych osób
pewnego dnia
traci razem życiem
o ósmej czterdzieści pięć
żałoba i pogrzeby i łzy
a później ogólne zapomnienie
cichy serca żal
sto dusz
jednocześnie
odleciało do nieba lub piekła
w końcu nie byli sobie znani
i jeszcze ten bezwzględny los
chodzi w tę i we w tę
poszukuje kolejnej setki
Pragnę
pragnę istnieć
tak jak istnieje gąsienica
wijąca się w promieniach
słońca
i pragnę
rozbić obraz ciebie
na tysiące odłamków
zamknąć każdy
głęboko w sercu
pragnę położyć palec
na twoich ustach
bo milczenie z tobą
przypomina eden
i twoją skórę
muskać kwiatem empatii
pragnę
tak jak istnieje gąsienica
wijąca się w promieniach
słońca
i pragnę
rozbić obraz ciebie
na tysiące odłamków
zamknąć każdy
głęboko w sercu
pragnę położyć palec
na twoich ustach
bo milczenie z tobą
przypomina eden
i twoją skórę
muskać kwiatem empatii
pragnę
***insomnia***
Gaśnie światło i kwitnie noc
we włosach mam zapach ciebie
przed oczami białe plamy
zbyt długo patrzyłam na księżyc
odmierzając czas do
nadejścia upragnionego snu
poruszam palcami wzdłuż zimnej ściany
muskam odrętwiałą skórą suche wargi
zatapiam szaleństwo myśli
w rzece nieistnienia
w lodowatym potoku beznadziei
powtarzam oddech za oddechem
śledzę uciekającą pełnię
nie zasnę
już chyba nigdy
we włosach mam zapach ciebie
przed oczami białe plamy
zbyt długo patrzyłam na księżyc
odmierzając czas do
nadejścia upragnionego snu
poruszam palcami wzdłuż zimnej ściany
muskam odrętwiałą skórą suche wargi
zatapiam szaleństwo myśli
w rzece nieistnienia
w lodowatym potoku beznadziei
powtarzam oddech za oddechem
śledzę uciekającą pełnię
nie zasnę
już chyba nigdy
Coma
Nie krzyczę
nie mówię
przestaję szeptać
dotykam stopami
czarnej przepaści
bezkresnej jak oko demona
wstrzymuję oddech
zachowam powietrze na później
na przebudzenie
o ile kiedyś nadejdzie
dokądś te kroki zmierzają
niepokojąco energiczne
czyjeś słowa splątane w ciasny supeł
chcę widzieć coś więcej
niż nieskończony
pulsujący mrok
i odległą o galaktykę poświatę
próbuję pamiętać
pomiędzy świstem maszyn i wspomnień żarem
wkraczam oparzonymi stopami
w horyzont wydarzeń
jak długo jeszcze potrwa męka
pytam
i nikt nie słyszy
zamknięta w skorupie żółwia
umierająca
obojętna
nie mówię
przestaję szeptać
dotykam stopami
czarnej przepaści
bezkresnej jak oko demona
wstrzymuję oddech
zachowam powietrze na później
na przebudzenie
o ile kiedyś nadejdzie
dokądś te kroki zmierzają
niepokojąco energiczne
czyjeś słowa splątane w ciasny supeł
chcę widzieć coś więcej
niż nieskończony
pulsujący mrok
i odległą o galaktykę poświatę
próbuję pamiętać
pomiędzy świstem maszyn i wspomnień żarem
wkraczam oparzonymi stopami
w horyzont wydarzeń
jak długo jeszcze potrwa męka
pytam
i nikt nie słyszy
zamknięta w skorupie żółwia
umierająca
obojętna
***potrzebowałabym***
I
Muzyką jest mi deszcz
spokojem noc ciemna
potrzebowałabym jeszcze tylko
czyjejś ciepłej dłoni
palców w uścisku splecionych
i gwiezdnej girlandy uczuć
brakuje mi chwil
kiedy serca synchronizowały się
i biły tym samym rytmem
wskazówki nieśpiesznie odmierzały
pocałunki
spojrzenia niekłamane
najdelikatniejszy dotyk
może to uczucie zakpiło
wcisnęło nas pomiędzy zakurzone książki
nie opowiadające o miłości
II
Zaciemniony pokój
kłęby żywych wspomnień
po nim
to wszystko i nic
co zachowało się
z popiołu - serca
z przeminięcia
ciężko łykać kamienie
zalepić twarz uśmiechami
gdy obok istniejesz
oddychasz
żyjesz
czujesz
oddychasz
puszczasz w zapomnienie
latawiec wspólnych marzeń
i pod obojętnością zapada się ziemia
po jakiej stąpam
potrzebowałabym tylko jednego
letniego dnia
potrzebowałabym z tobą
liczyć obłoki nieba
teraz stały się ciemniejsze.
Muzyką jest mi deszcz
spokojem noc ciemna
potrzebowałabym jeszcze tylko
czyjejś ciepłej dłoni
palców w uścisku splecionych
i gwiezdnej girlandy uczuć
brakuje mi chwil
kiedy serca synchronizowały się
i biły tym samym rytmem
wskazówki nieśpiesznie odmierzały
pocałunki
spojrzenia niekłamane
najdelikatniejszy dotyk
może to uczucie zakpiło
wcisnęło nas pomiędzy zakurzone książki
nie opowiadające o miłości
II
Zaciemniony pokój
kłęby żywych wspomnień
po nim
to wszystko i nic
co zachowało się
z popiołu - serca
z przeminięcia
ciężko łykać kamienie
zalepić twarz uśmiechami
gdy obok istniejesz
oddychasz
żyjesz
czujesz
oddychasz
puszczasz w zapomnienie
latawiec wspólnych marzeń
i pod obojętnością zapada się ziemia
po jakiej stąpam
potrzebowałabym tylko jednego
letniego dnia
potrzebowałabym z tobą
liczyć obłoki nieba
teraz stały się ciemniejsze.
Słowa
Moje usta to szafa
wypełniona po brzegi
ubraniami, którymi
nikt nie chce zakryć ciała.
I nie zagląda do niej
babcia, nie pytają o nie
ludzie.
Ale szkoda im
podłożyć płomień pod mebel
podrzeć zbędne tkaniny.
Szkoda całkiem zapomnieć;
lepiej omijać szerokim łukiem.
W moich ustach
brak już miejsca,
a czarne miesza się z białym
i wśród szarości tkwi pastelowy
odcień zieleni.
Tysiące próśb i sprzeczności.
wypełniona po brzegi
ubraniami, którymi
nikt nie chce zakryć ciała.
I nie zagląda do niej
babcia, nie pytają o nie
ludzie.
Ale szkoda im
podłożyć płomień pod mebel
podrzeć zbędne tkaniny.
Szkoda całkiem zapomnieć;
lepiej omijać szerokim łukiem.
W moich ustach
brak już miejsca,
a czarne miesza się z białym
i wśród szarości tkwi pastelowy
odcień zieleni.
Tysiące próśb i sprzeczności.
***nić elektryczna***
Nić elektryczna
wspina się wzdłuż skropionego potem karku
wygina w koło pobudzenia
pieści ucho słodkim szeptem
jedna łza i jedno westchnienie
oto czym jestem
własną nieznajomą
burzącą ściany szybkim oddechem
nić biegnie po rozpalonej skórze
oddalam się od siebie
i zamieniam w płomień
jedna łza i jedno westchnienie
oto czym jestem
własną nieznajomą
burzącą ściany szybkim oddechem
nić biegnie po rozpalonej skórze
oddalam się od siebie
i zamieniam w płomień
***zapomniałam***
Zapomniałam, czym jest wiersz.
Zamknięta w ramach prozy,
skupiona w dialogów brzmieniu
i kompatybilności bohaterów,
całkiem zapomniałam o poezji.
Szukam w niej nowego ja -
może bardziej trudnego,
może więcej wyszukanego.
Bo przecież wiek ten wymaga,
by wymyślać trudne neologizmy
i papkę tworzyć bezsensowną
setką niepasujących słów.
Może się jednak nie zgodzę,
może jednak pójdę w ślady Mickiewicza
i zostanę nowym wieszczem narodu,
zaszufladkowanym w staromodnej komodzie
z napisem "błąd systemu".
Chyba nie da rady pisać dziś o miłości,
o zakochanych uprzejmości -
wynajdę inny temat:
cukrzyca, otyłość, homofobia, polityka?
Albo bzdury o młodych kobietach,
które niosąc małe dzieci, wypuszczają je z ramion
na podłogę.
Zamknięta w ramach prozy,
skupiona w dialogów brzmieniu
i kompatybilności bohaterów,
całkiem zapomniałam o poezji.
Szukam w niej nowego ja -
może bardziej trudnego,
może więcej wyszukanego.
Bo przecież wiek ten wymaga,
by wymyślać trudne neologizmy
i papkę tworzyć bezsensowną
setką niepasujących słów.
Może się jednak nie zgodzę,
może jednak pójdę w ślady Mickiewicza
i zostanę nowym wieszczem narodu,
zaszufladkowanym w staromodnej komodzie
z napisem "błąd systemu".
Chyba nie da rady pisać dziś o miłości,
o zakochanych uprzejmości -
wynajdę inny temat:
cukrzyca, otyłość, homofobia, polityka?
Albo bzdury o młodych kobietach,
które niosąc małe dzieci, wypuszczają je z ramion
na podłogę.
***młodzi***
Zabijam smaki nieba
sukcesywnie zamieniając je
na woń porannego deszczu
zmieszaną z dymem papierosów
idących przodem nastolatków
wyzywająco patrzą w głąb
świata nieprzemierzonego
biorąc za pewniak następne jutro
i drwiąc gorzko z dorosłych rozmów
wyobrażają sobie czarny smog
otulający płuca mrocznymi skrzydłami
twierdząc beztroskim okrzykiem
mnie to nie spotka
nieustraszeni i niecierpliwi
zabawni niepoważni
myślą
że od życia wzięli już wszystko
sukcesywnie zamieniając je
na woń porannego deszczu
zmieszaną z dymem papierosów
idących przodem nastolatków
wyzywająco patrzą w głąb
świata nieprzemierzonego
biorąc za pewniak następne jutro
i drwiąc gorzko z dorosłych rozmów
wyobrażają sobie czarny smog
otulający płuca mrocznymi skrzydłami
twierdząc beztroskim okrzykiem
mnie to nie spotka
nieustraszeni i niecierpliwi
zabawni niepoważni
myślą
że od życia wzięli już wszystko
Origami
Uczucia bywają jak origami -
starannie składasz części papieru,
a gdy źle wykonasz ruch,
cała praca na marne.
Rozwijasz kartkę -
nie da się ukryć zagięć
i postrzępionych kantów.
Wsadzasz ją pod stos książek,
czekając aż się wyprostuje -
po krótszym albo dłuższym czasie
z wysiłkiem próbujesz na nowo,
a potem układa się jak z płatka:
zmieniłeś figurę, lecz podstawa
wciąż jest taka sama.
Kończysz dzieło i zauważasz
po jakimś czasie błąd, lecz
nie możesz wymienić kartki
na nową - masz tylko tę jedną.
Drżącymi dłońmi rozwijasz ją,
chcąc w duszy uformować kulkę
i pozwolić, aby wiatr za oknem porwał
twój świstek umęczonego papieru.
Pozostawiasz go jednak pod stosem
książek; niech czeka na lepsze czasy.
starannie składasz części papieru,
a gdy źle wykonasz ruch,
cała praca na marne.
Rozwijasz kartkę -
nie da się ukryć zagięć
i postrzępionych kantów.
Wsadzasz ją pod stos książek,
czekając aż się wyprostuje -
po krótszym albo dłuższym czasie
z wysiłkiem próbujesz na nowo,
a potem układa się jak z płatka:
zmieniłeś figurę, lecz podstawa
wciąż jest taka sama.
Kończysz dzieło i zauważasz
po jakimś czasie błąd, lecz
nie możesz wymienić kartki
na nową - masz tylko tę jedną.
Drżącymi dłońmi rozwijasz ją,
chcąc w duszy uformować kulkę
i pozwolić, aby wiatr za oknem porwał
twój świstek umęczonego papieru.
Pozostawiasz go jednak pod stosem
książek; niech czeka na lepsze czasy.
Kocham
Słyszałam jak mówiłaś
po miłości nie ma nic
oprócz pustki
i snu spadającego z trzaskiem
na powieki
nie ma nic oprócz zastanowień
czy ta miłość naprawdę istniała
mówiłaś mamo
nie chciałaś leczyć złamanych serc
swoich pociech
nie wierzyłam
wyrwałam się z dzieciństwa
tak jak ptak z otwartej klatki
nie trzymałaś
milczałaś
rzucona w nieznaną przepaść
pchnięta marzeniami
kocham
jest łatwo wyszeptać to słowo
będąc blisko kresu nadziei
pusto brzmi to słowo
kiedy obejmuję się ramionami
a za oknami na skrzypcach
gra noc uwikłana w łzy
po miłości nie ma nic
oprócz pustki
i snu spadającego z trzaskiem
na powieki
nie ma nic oprócz zastanowień
czy ta miłość naprawdę istniała
mówiłaś mamo
nie chciałaś leczyć złamanych serc
swoich pociech
nie wierzyłam
wyrwałam się z dzieciństwa
tak jak ptak z otwartej klatki
nie trzymałaś
milczałaś
rzucona w nieznaną przepaść
pchnięta marzeniami
kocham
jest łatwo wyszeptać to słowo
będąc blisko kresu nadziei
pusto brzmi to słowo
kiedy obejmuję się ramionami
a za oknami na skrzypcach
gra noc uwikłana w łzy
Subskrybuj:
Posty (Atom)