Błąkam się po świecie
jak pijany na prostej ścieżce.
Niby widzę jasno i przejrzyście,
ale wciąga mnie ciemność, ta
znajoma od pierwszego wspomnienia.
Nie wiem, czego pragnę
i co sobie wyobrażam, że jutro ujrzę,
a panorama możliwości w sekundę
zmienić się potrafi w kamerę otworkową,
i w ciasnocie wszystko się wywraca.
Błądzę we śnie - boję się snów
gubię rachubę dni - boję się opuścić dom.
Jak mam żądać od siebie podjęcia decyzji,
jak otworzyć oczy i widzieć naprawdę?
Bo ja już nie wiem...