potykam się na drodze
pozornie gładkiej
z bliska widać pęknięcia
szczeliny wypełnione znójem
śladami krwi
nie jestem tą bezmyślną
brnącą uparcie do celu
depczącą trupie resztki
relikwie cudzego bólu
rozważam kroki
obieram inne ścieżki
nieuczęszczane i wyboiste
i nie odchodzę
nie spuszczam głowy
gdy brak mi tchu
nie zważam na zmęczenie
prostuję drogę dla siebie
zaczerpuję oddech
wygrywam
idę