Ty mnie chyba nie kochasz -
błądzisz pustym wzrokiem
i udajesz, że nie widzisz tego,
co w moim ciele jest złe.
W myślach zabijasz się pięć tysięcy razy dziennie
i prosisz jakoś cicho, żeby cię zostawić
w spokoju,
w pustym pokoju o zimnych ścianach,
gdzie kwitną i nie przemijają dwa błękitne drzewa.
Wsłuchujesz się w ruch wskazówek
dwóch zegarów - jeden biegnie szybciej od drugiego,
(jak to możliwe?) tak ci się wydaje.
I w to lustro się patrzysz, siedząc bezczynnie,
lekko trzęsą się twoje ramiona.
Widzę, że nie masz na to wpływu.
I mnie w tym lustrze obserwujesz;
nagą, bezbronną, jeszcze czystą, bliską grzechu.
Małą, niedorosłą do świata mnie.