Coma

Nie krzyczę
nie mówię
przestaję szeptać

dotykam stopami
czarnej przepaści
bezkresnej jak oko demona

wstrzymuję oddech
zachowam powietrze na później
na przebudzenie
o ile kiedyś nadejdzie

dokądś te kroki zmierzają
niepokojąco energiczne
czyjeś słowa splątane w ciasny supeł

chcę widzieć coś więcej
niż nieskończony
pulsujący mrok
i odległą o galaktykę poświatę

próbuję pamiętać
pomiędzy świstem maszyn i wspomnień żarem
wkraczam oparzonymi stopami
w horyzont wydarzeń

jak długo jeszcze potrwa męka
pytam
i nikt nie słyszy

zamknięta w skorupie żółwia
umierająca
obojętna